Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2020

Świadomość i akceptacja

Dosyć mocno uderzyła mnie pewna sytuacja. Sprzedała mi siarczystego policzka. Oblała kubłem zimnej wody.  Pan A. zapytał czego oczekuję. Głupie pytanie. Więcej radości, więcej uśmiechu, więcej szczęścia. Chyba tego, co każdy. Pan A. szybko sprowadził mnie na dół - świadomość niekoniecznie niesie za sobą zwiększone szczęście, ale świadomość połączona z akceptacją powinna dać mi wewnętrzny spokój i ukojenie.  Zaczęłam się nad tym zastanawiać, i strasznie mnie to przygnębia - czyli nic się nie zmieni. Czyli mój niski poziom zadowolenia z egzystencji na tym świecie się nie zmieni. Po prostu tak mam. Taka się urodziłam i taka umrę. Dołująca myśl która nie chce wyjść z mojej głowy. Wręcz przeciwnie- pęcznieje w niej, rozrasta się, zajmując miejsce ośrodkowi motywacji, pędzi wszystkimi drogami mózgowymi i lokuje się w coraz to nowych miejscach. Czasami mam wrażenie, że rozrosła się tak bardzo, że moja głowa pęknie, stąd te bóle. Chciałabym, by okazało się to snem. Rozpływająca się nadzieja to

Pan A.

Rozmowy z Panem A. są różne. Czasem nie potrafię się skupić, czasem się uśmiecham, czasem jestem znudzona. Pan A słucha z zaangażowaniem, ale czasem zdarza mu się patrzeć przez okno, bądź na nieistniejący element w przestrzeni. Na niektóre rozmowy czekam, aż się zaczną, innym razem czekam - aż się skończą.  Rozmawiamy-gramy. Chociaż pewnie teraz by mnie poprawił - to ja gram. Taka gra w "blisko/daleko", gra "prawda/domyśl się", gra "nie pytaj= nie pytaj/nie pytaj=pytaj", gra "nieważne=ważne" gra "śniło mi się...". Mam ich cały pakiet. Ciągle testuję.  Czasem po pogawędkach jestem świerkającym skowronkiem, a czasem zgniecionym, poszarpanym strzępkiem materiału. Czasem widzę w tym sens, efekty napędzają mnie do kontynuacji, a czasem robię kilkadziesiąt kroków w tył, i zastanawiam się co ja w ogóle mówię. Jakim prawem czuję w ten sposób, bądź nie czuję w ogóle.  Pan A. wysnuwa zazwyczaj trafne wnioski. Imponuje mi z jaką łatwością dobiera