Posty

Dryfuję nad przepaścią

A więc wróciłaś. Po ponad dziesięciu miesiącach nieobecności. Nie mogę powiedzieć, że tęskniłam, wręcz przeciwnie - całkiem miło było budzić się bez Twojego niebieskiego spojrzenia wypełniającego mnie bezbrzeżną pustką. Ale też skłamałabym mówiąc, że się nie spodziewałam. Podskórnie, pełna obaw czekałam na ten moment aż wrócisz, położysz mi dłonie na ramionach i powiesz "już jestem przy Tobie, nigdy Cię nie zostawię". I choć Twoja obecność niesie ze sobą skurcz trzewi, to jednak pewność tego, że niezależnie co się dzieje będziesz, że wiem czego mogę się spodziewać, jest kojąca.  Ciekawe ile zostaniesz, czy będę czerpać z Ciebie energię na długie bezsenne noce, czy wręcz przeciwnie - wyssiesz ją ze mnie i zostawisz puste miejsce, którego niczym nie zapełnie.  RATUNKU RATUNKU RATUNKU Nikt nie słyszy KRZYCZĘ KRZYCZĘ KRZYCZĘ Złap mnie w kajdany ramion, nie puszczaj boje się siebie uratuj mnie

Ulotność

Staram się wszystko przypomnieć i wszystko pamiętać. Dudniące tramwaje przejeżdżające pod blokiem, nocne audycje radiowe, cichutkie mówienie do siebie, "o choroba" dziadka i jego stosy krzyżówek, ciche i delikatne kroki babci, jej siedzenie na blacie mebli zamiast na kanapie, problemy z komputerem dziadka, charakterystyczny zapach - dymu, gazu i czystości, maleńką kuchnie, herbatę w granulkach, niebieski koc z delfinami, sterty winylowych płyt, maszyna do pisania stojąca na balkonie, elektroniczne pierdółki dziadka, nasze zdjęcia na półkach, naklejki różowych łabędzi w wannie, barek w narożniku pełen słodkich napoi, czarny, drewniany wieszak na kurtki, golarka dziadka w łazience, gazetki pod ławą (które zawsze przeglądałam), malutka kuchnia z której widać było osiedlowych alkoholików, miliony elektrogadżetów dziadka ukrytych w szafce nocnej, jego mówienie do mnie "moja księżniczko" (zawsze nią byłam, zawsze nią będę), danonki w lodówce, jego kaszel, jego zaufanie

Odeszła

Zapamiętam jej gładką skórę, gęste włosy i pełne usta. Delikatny głos, i uroczy śmiech. A śmiała się często. I równie często mówiła o śmierci. Wydaje mi się, że na nią czekała. Że to ciągłe mówienie o tym, to jej ciche inkantacje i zaproszenie. Nie przytulała i nie całowała, ale dbała, byśmy mieli u niej wszystko czego zapragniemy. Podgrzewała lody, by nie przeziębić naszych gardeł. Kupowała ogromne ilości płatków śniadaniowych, byśmy mieli wybór gdy u niej będziemy. Babcia pidżamkowa - mam je do tej pory, i już wiem, ze bedą ze mną zawsze. Pamiętam spacery po mieście gdy byłam mała, i wizyty na działce, gdzie pachniały róże. Pamiętam zapach kremu nivea, i tony zabawek w pufach. Pamiętam wspominanie dawnych czasów, i to, że życie kończy się po zawarciu małżeństwa. Pamiętam guziki na kanapie, i to, że mojego taty nie było w żadnym albumie. Pamiętam przepychanki słowne z dziadkiem. Pamiętam łzy wzruszenia gdy pokazywałam pierścionek zaręczynowy. Nigdy nie zapomnę, jak bardzo podobał j

Świadomość i akceptacja

Dosyć mocno uderzyła mnie pewna sytuacja. Sprzedała mi siarczystego policzka. Oblała kubłem zimnej wody.  Pan A. zapytał czego oczekuję. Głupie pytanie. Więcej radości, więcej uśmiechu, więcej szczęścia. Chyba tego, co każdy. Pan A. szybko sprowadził mnie na dół - świadomość niekoniecznie niesie za sobą zwiększone szczęście, ale świadomość połączona z akceptacją powinna dać mi wewnętrzny spokój i ukojenie.  Zaczęłam się nad tym zastanawiać, i strasznie mnie to przygnębia - czyli nic się nie zmieni. Czyli mój niski poziom zadowolenia z egzystencji na tym świecie się nie zmieni. Po prostu tak mam. Taka się urodziłam i taka umrę. Dołująca myśl która nie chce wyjść z mojej głowy. Wręcz przeciwnie- pęcznieje w niej, rozrasta się, zajmując miejsce ośrodkowi motywacji, pędzi wszystkimi drogami mózgowymi i lokuje się w coraz to nowych miejscach. Czasami mam wrażenie, że rozrosła się tak bardzo, że moja głowa pęknie, stąd te bóle. Chciałabym, by okazało się to snem. Rozpływająca się nadzieja to

Pan A.

Rozmowy z Panem A. są różne. Czasem nie potrafię się skupić, czasem się uśmiecham, czasem jestem znudzona. Pan A słucha z zaangażowaniem, ale czasem zdarza mu się patrzeć przez okno, bądź na nieistniejący element w przestrzeni. Na niektóre rozmowy czekam, aż się zaczną, innym razem czekam - aż się skończą.  Rozmawiamy-gramy. Chociaż pewnie teraz by mnie poprawił - to ja gram. Taka gra w "blisko/daleko", gra "prawda/domyśl się", gra "nie pytaj= nie pytaj/nie pytaj=pytaj", gra "nieważne=ważne" gra "śniło mi się...". Mam ich cały pakiet. Ciągle testuję.  Czasem po pogawędkach jestem świerkającym skowronkiem, a czasem zgniecionym, poszarpanym strzępkiem materiału. Czasem widzę w tym sens, efekty napędzają mnie do kontynuacji, a czasem robię kilkadziesiąt kroków w tył, i zastanawiam się co ja w ogóle mówię. Jakim prawem czuję w ten sposób, bądź nie czuję w ogóle.  Pan A. wysnuwa zazwyczaj trafne wnioski. Imponuje mi z jaką łatwością dobiera